O CHRZCIE DOROSŁEGO

 

Ostatni pierwszymi

Chrzci się dzieci – to oczywiste. Ale dorosłych? O tym się prawie nie słyszy i raczej nie widzi. Ktoś nawet pomyślał sobie, że skoro nie został ochrzczony w dzieciństwie, to sprawa stracona. Jest jednakże odwrotnie: osoby dorosłe ubiegające się o sakrament chrztu świętego doświadczają nie tylko niezwykłej, wręcz macierzyńskiej troski Kościoła, bo mają osobną księgę obrzędową, która prowadzi ich etap po etapie do pełni sakramentalnego życia chrześcijańskiego, ale i są przyjmowane po królewsku: chrzest dorosłych przynależy do kompetencji Księdza Biskupa i z reguły odbywa się w katedrze. Czasem – dla dobra wspólnoty parafialnej, w łonie której dany katechumen wzrasta i z nią się wiąże – sakramenty inicjacji chrześcijańskiej, czyli chrzest, bierzmowanie i Eucharystia mają miejsce w parafii.

Obrzędowe przekroczenie progu świątyni

Kościół jest otwartym domem Boga, gdzie miejsce jest dla wszystkich. Nawet dla niewierzących! Kiedyś studenci filozofii zdziwili się, widząc tam swego wykładowcę, który deklarował się jako ateista. Profesor Tatarkiewicz nieśmiało przez nich zapytany, co wówczas robił, odpowiedział wprost, że od czasu do czasu trzeba spotkać się z Absolutem.

Nieochrzczeni też bywają w świątyni. Intuicyjnie czują się tu dobrze. Może dlatego, że niejako strukturalnie należą do Boga jako byty przez Niego powołane do istnienia. Są więc Jego dziećmi przez fakt stworzenia, a po przyjęciu pierwszego sakramentu wiary staną się dziećmi Bożymi poprzez łaskę.

Mateusz to młody mężczyzna, który właśnie zaczął swoją drogę chrzcielną. Jest ona rozłożona w czasie i podzielona na okresy znaczone obrzędami. Pierwszy z nich, zwany przyjęciem do Kościoła lub katechumenatu, miał początkową stację w przedsionku kościoła św. Józefa Oblubieńca w Zielonej Górze. W ciemnej kruchcie (wygaszone światła były wymownym symbolem, czym jest życie bez Boga) stał z dwiema osobami. Pierwsza to poręczyciel, czyli Justyna, dzięki której narzeczony zauważył w swym życiu potrzebę Chrystusa. Druga zaś to katechistka, która towarzyszy mu w drodze duchowej, ucząc czytać w świetle wiary tak własne życie, jak i całą rzeczywistość. Mateusz czekał na kapłana, który w procesji z wiernymi wyszedł do niego, aby szeroko otworzyć drzwi świątyni, zachęcając serdecznie do wejścia.

Mateusz przekraczając bramę świątyni prosił w obrzędowym dialogu otaczającą go wspólnotę Kościoła „o wiarę, która daje życie wieczne”. Dlaczego o wiarę? Ponieważ jest ona rzeczywistością dynamiczną. Mateusz zaczątki wiary już posiadał, bo chciał być ochrzczonym. A od tej ceremonii otwiera się przed nim droga stopniowego bycia wprowadzanym w tajemnice i prawdy wiary, które kiedyś – tuż przed udzieleniem sakramentu odrodzenia – w pełni i z wewnętrznym przekonaniem publicznie wypowie recytując przed zgromadzonym Kościołem Credo („Wierzę w jednego Boga”).

Opieczętowanie zmysłów znakiem krzyża

Św. Augustyn powiedział o wierze, że „co innego się widzi, a co innego rozumie” (mowa 272). Wiara ogarnia całego człowieka, dlatego wszystkie jego władze duszy i ciała, czyli rozumu, woli i zmysłów, zostają opieczętowane znakiem krzyża – znakiem przynależności do Chrystusa. Staną się kanałami komunikacji z Nim. U nieochrzczonego narządy zmysłów są zamknięte na rzeczywistość Bożą i współpracę z łaską. Klucz krzyża je otwiera, jak mówi tekst obrzędu „na poznawanie, naśladowanie i miłowanie Chrystusa, na słuchanie głosu Pana, widzenie światłości Bożej i dźwiganie słodkiego brzemienia Chrystusa”.

Mateusz pierwszy raz w życiu publicznie się przeżegnał. Otrzymał też drewniany krzyż z pasyjką, który przyjął z pietyzmem, a ucałowawszy przycisnął do piersi, by potem zawiesić go w swym domu.

Ewangelia nowym programem i stylem życia

Po wprowadzeniu do wnętrza kościoła nastąpiła liturgia słowa Bożego. Bardzo starannie dobrane teksty czytań mówiły o ludziach, którzy szukali Boga i poszli za Jego głosem (Abraham i uczniowie Jana Chrzciciela). W ten sposób Mateusz ze swoją historią życia wpisał się w długi pochód ludzi wiary.

Na prośbę Matusza o wiarę Kościół odpowiedział od razu. Po homilii kapłan wręczył mu egzemplarz Pisma świętego ze słowami: „Przyjmij Ewangelię Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, abyś Go lepiej poznawał i wierniej naśladował”. Święty Paweł Apostoł zauważył, że „wiara rodzi się ze słuchania [słowa Bożego]” – jest więc odpowiedzią człowieka na to, co Bóg mu objawia. Zatem to nie sprawa myślenia o Bogu, ale postawa ufności i zawierzania nowemu Panu całego swego życia.

Wspólne świętowanie

To był dopiero pierwszy obrzęd na drodze chrzcielnej Mateusza, który uczynił z niego chrześcijanina (katolikiem stanie się po przyjęciu trzech pierwszych sakramentów). Ojcowie Kościoła ten moment porównywali do poczęcia się dziecka w łonie matki – narodzeniem będzie chrzest. Wszystkim, których zgromadziła ta uroczystość, udzieliły się radość i wzruszanie.

Mateusz wyznał, że na tę chwilę czekał dwadzieścia trzy lata i bał się, jak zostanie przyjęty. Zaskoczyła go otwartość i życzliwość wspólnoty wiernych. Przyszli na jego przyjęcie do Kościoła, poza bliskimi, również ludzi mu nieznani, którzy chcieli być z nim i dla niego. Zaproszono również i mnie – jako siostrę św. Jadwigi Królowej – ponieważ jadwiżanki wawelskie zajmują się katechumenatem, czyli wielowymiarowym przygotowaniem do chrztu dorosłych. Przyjechałam z Zawichostu, aby służyć pomocą oraz podzielić się materiałami i doświadczeniem.

Agapa, która miała miejsce po liturgii, to przeżycie wspólnoty. My byliśmy darem dla Mateusza, a on darem dla nas. Nasz katechumen odkrył Katarzynie (razem kroczą w procesie formacji religijnej), że sakrament chrztu, który ona już posiada, to fundamentalny skarb, czekający na pełne zagospodarowanie otrzymanych łask. Wymownym wyrazem tego było zakupienie przez nią dwóch krzyżyków ściennych i przyniesienie ich na uroczystość, aby je poświęcić. Dzięki niemu ktoś inny uświadomił sobie, że chrzest to obrzęd konsekracji człowieka.

Wiara potrzebuje środowiska wzrostu, bo jest rzeczywistością relacyjną. Dla Mateusza – a przez niego i dla nas – rozpoczęła się niezwykła przygoda z Bogiem. Przed naszym katechumenem jeszcze długa droga, dlatego otula ją modlitwa i ofiara Kościoła, aby to dobre dzieło, które Pan w nim zaczął, doprowadził do końca, czyli do krynicy sakramentalnego odrodzenia. A ten koniec to nie meta, lecz tak naprawdę linia startu do pełni życia chrześcijańskiego.

s. Alicja Rutkowska CHR