W prozie życia

Nie było w dziejach świata słynniejszego wesela. Media wprawdzie nieustannie donoszą o ślubach i uroczystościach weselnych wielkich postaci tego świata, o znamienitych gościach, wyszukanych strojach, o gigantycznych przyjęciach i astronomicznych kosztach. Żadne z nich nie będzie mogło konkurować z stosunkowo niewielkim weselem, które obyło się ok. 28 r. na skraju Imperium Rzymskiego w palestyńskiej Kanie Galilejskiej. Nie było tłumów, nie było kamer, nie było paparazzi... Mało tego! Nawet nie znamy imion pana i panny młodej. Znamy jedynie kilku gości z tego wesela i incydent związany z menu – zaczęło bowiem brakować wina. Spośród znanych nam zaproszonych gości jednym z nich był Jezus zwany Chrystusem. Były cieśla z Nazaretu, a wtedy już wędrowny nauczyciel. Była również obecna Jego Matka Maryja i gromada uczniów, których przyprowadził ze sobą. To właśnie Ona, Maryja, zauważyła, że nad weselem wisi skandal – zaczęło brakować wina. Zwróciła się z tym do jedynej osoby, która w tej ludzkiej potrzebie w tamtych warunkach mogła pomóc. Zwróciła się do swojego Syna, Jezusa. Przez ponad 30 lat mieszkała z Nim pod jednym dachem. Wiedziała przez wiarę i przez doświadczenie, że jest On prawdziwym człowiekiem i prawdziwym Bogiem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. I tak Jezus, wodę, którą słudzy napełnili kamienne stągwie, przemienił w wino. W tej prozie zwyczajnego wesela dokonał nie podlegającego dyskusji nadzwyczajnego znaku - cudu. A pan młody o niczym nie wiedział, o nic nie prosił. Mało tego, od starosty zebrał pochwałę za roztropność. Pan młody zrobił tylko jedno – zaprosił Jezusa i Maryję, nie wyrzucił ich za drzwi. W prozie ludzkiego życia może działać wszechmogący Bóg, ale tylko wtedy, gdy człowiek Mu na to pozwoli. Dotykamy tu pewnego paradoksu, niestety bardzo często spotykanego wśród tych, którzy zawierają sakrament małżeństwa. Uroczyście zapraszają Jezusa na wesele i niemal natychmiast wystawiają go za drzwi przez afirmację grzechu. Później często mają pretensję, że im nie pomaga. Czasem nawet pojawia się żal, że go w ogóle zaprosili. Jest jeszcze inny wariant i to coraz częściej spotykany a mianowicie tworzenie relacji w ogóle bez Niego. Problem dotyczy nie tylko relacji małżeńskich, lecz wykracza w inne obszary naszej życiowej prozy. Może więc warto postawić sobie odważne, choć dla wielu kontrowersyjne pytania:

Czy są więc bezpieczne relacje z tymi, którzy Boga nie chcą widzieć w swoim życiu?

Czy są bezpieczne relacje z tymi, którzy Boga zaprosili, ale później wyrzucili Go za drzwi?

 

 Ks. Lucjan Bielas