Pogodzić się z przegraną
Bardzo niechętnie przyjmujemy jakąś porażkę. Jest to spowodowane m.in. tym, że przegrana kojarzy nam się z pewnego rodzaju słabością, a przecież w każdym człowieku – gdzieś w głębi serca – żywe jest pragnienie dominacji oraz chęć dążenia do osiągnięcia sukcesu. Po ludzku nie ma w tym nic złego, gdyż otwiera to przed człowiekiem szerokie możliwości rozwoju oraz podnoszenia swoich kwalifikacji, jak również udoskonalenia osobistych zdolności i talentów. Stąd właśnie tak bardzo unikamy doświadczenia porażki, ponieważ – niejako „z góry” – zakłada ona jakieś znaczące niepowodzenie, a co za tym idzie konkretną przegraną.
Najlepiej widać to na przykładzie zachowania dzieci, które nawet jeśli zostaną przyłapane „na gorącym uczynku” zawsze będą broniły swojej niewinności – przy czym znajdą mnóstwo: wymówek, powodów, okoliczności lub konkretnych winnych – wszystko po to, aby w żaden sposób nie przyznać się do popełnionego błędu czy własnej winy. Dorośli używają dużo bardziej wyrafinowanych zabiegów, choć nie rezygnują z klasycznych sposobów bronienia swojego wizerunku, takich jak, np. „odwracanie kota ogonem”. W takim wzorcu postępowania odnajdujemy modelową prawidłowość, która dąży do bronienia siebie „za wszelką cenę” oraz „wszelkimi możliwymi sposobami”, wszystko po to, aby innym „nie dać za wygraną”. Dlatego też dana osoba przy tej okazji w swojej narracji będzie posługiwała się często różnymi zabiegami, począwszy od manipulacji faktami, fabularyzacji wydarzeń, przez zrzucanie odpowiedzialności, aż po wmawianie winy drugiej osobie – niejednokrotnie wspomagając się przy tym ironicznymi kłamstwami.
„Błądzić rzecz ludzka, przyznać się do błędu rzecz nadludzka. Tylko mądrość jest w stanie przyznać się do niewiedzy”. To jedno z polskich przysłów, chyba najpiękniej oddaje kwintesencję tego, o co chodzi w tym temacie. Zawsze ilekroć przyznam, że o czymś zapomniałem lub czegoś nie dopilnowałem, albo że zwyczajnie – na ten moment – z czymś sobie nie radzę, przez co po ludzku przegrywam, wtedy zaczynam w sobie odkrywać przestrzenie, które oczekują na zwycięstwo. Może być również tak, że czegoś zwyczajnie – w tym nie jestem w stanie, w sobie pokonać, dlatego pozostaje mi zwyczajnie pogodzić się z tą prawdą. To tak jak, np. wrona, która wie, że nie będzie w stanie śpiewać jak skowronek, albo polityk, który przegrał rywalizację w wyborach o jakiś urząd i wie, że nie będzie mógł – przynajmniej przez jakiś okres – go pełnić. To co jest jakoś pocieszające, to fakt, że nasza porażka nie jest ostateczną przegraną. Dlatego zamiast załamywać się w doświadczeniu sytuacji trudnych, lepiej spróbować poszukać możliwości wygrania finalnej batalii.
Ks. Mariusz Wasil