Dać drugą szansę...
Nie myli się tylko ten, który nie robi nic. Wszyscy, którzy podejmują jakiekolwiek – nawet najmniejsze działanie – stają przed niebezpieczeństwem pomyłki, bądź możliwością pogubienia. Niemal każde ludzkie działanie zakłada jakieś ryzyko niepowodzenia, a co za tym idzie narażenia się na bolesną drwinę, ludzkie opinie czy zwykłe wyśmianie. Z drugiej jednak strony, jeślibyśmy poddali się takiemu sposobowi myślenia, to wówczas nikt z ludzi żyjących na świecie nie odważyłby się podjąć jakiego bądź działania w swoim życiu.
Skoro – ponoć uczymy się na błędach, to równocześnie powinniśmy dobrze wiedzieć, że nie ma sytuacji całkowicie beznadziejnej i bez wyjścia. Pomylić się jest przecież rzeczą ludzką. Co innego jeśli ktoś z uporem trwa w błędzie i nie robi nic, aby zmienić swoją sytuację. Dlatego bardzo ważne jest to, aby człowiek umiał sam sobie „dać drugą szansę”, by spróbować jeszcze raz – a może już któryś raz z kolei – zmierzyć się ze swoją słabością i podjąć próbę powstania i stanięcia w końcu „z kolan”. Odkrycia w sobie siły do pokonania ograniczeń ludzkiej natury.
Niesamowicie istotne jest, aby w tym powstawaniu nie stracić wiary w to, że moje trudzenie się ma sens. Gdyż brak wiary w siebie powoduje, że człowiek niejako „gaśnie” i bardzo szybko się załamuje, co skutkuje tym, że przestaje mieć ochotę na kolejne próby i poddaje się zniechęceniu. Gdyby wszyscy chcieli w taki sposób podchodzić do życia, to nie miała by sensu jakakolwiek nauka, nie było by kolejnych – zaskakujących odkryć, nie rozwinęła by się żadna dyscyplina sportowa, a w konsekwencji nie moglibyśmy się cieszyć nowymi rekordami, a co za tym idzie – pozbawilibyśmy się emocji towarzyszących sportowym zmaganiom.
Skoro potrafię dać szansę na zmianę sobie, to mogę być spokojny o to, że będę umiał dać szansę drugiemu. I nie chodzi tutaj o zwykły aspekt litości, a bardziej o zrozumienie i chęć pomocy. Często wystarczy przysłowiowo wyciągnąć rękę, aby ktoś zrozumiał, że może na mnie liczyć, że ma we mnie oparcie, że jest ktoś – kto nie tylko deklaruje, ale faktycznie pomaga. Nieraz może się też tak zdarzyć, że z tego powodu, iż mamy zbyt dobre serce – przyjdzie nam cierpieć, ale może się także okazać, że dzięki towarzyszeniu drugiemu, damy mu szansę na „nowe życie”.
We wszystkim trzeba niezwykłej otwartości serca i wiele człowieczeństwa. Nie zapominajmy o tym, że nasz Pan Bóg jest Bogiem „drugiej szansy”. Starajmy się tak jak On, który z cierpliwością i wyrozumiałością podchodzi do nas i my sami tak odnosić się do siebie i względem innych. Patrzmy na drugich – w tym też na siebie – tak jak trener na swojego zawodnika. Mimo przegranych zawodów, czy walki nie przestaje go trenować, gdyż widzi ukryty w nim potencjał na ostateczne zwycięstwo.
Ks. Mariusz Wasil