Święty Andrzej Bobola,
prezbiter i męczennik
patron Polski

Andrzej Bobola urodził się 30 listopada 1591 r. w Strachocinie koło Sanoka. Pochodził ze szlacheckiej rodziny, bardzo przywiązanej do religii katolickiej. Nauki humanistyczne wstępne i średnie wraz z retoryką Andrzej pobierał w jednej ze szkół jezuickich, prawdopodobnie w Wilnie, w latach 1606-1611.
Tu zdobył sztukę wymowy i doskonałą znajomość języka greckiego, co ułatwiło mu w przyszłości rozczytywanie się w greckich ojcach Kościoła i dyskusje z teologami prawosławnymi.

31 lipca 1611 r., w wieku 20 lat, wstąpił do jezuitów w Wilnie. Po dwóch latach nowicjatu złożył w 1613 r. śluby proste. W latach 1613-1616 studiował filozofię na Akademii Wileńskiej, kończąc studia z wynikiem dobrym.

Ówczesnym zwyczajem jako kleryk został przeznaczony do jednego z kolegiów do pracy pedagogicznej. Po dwóch latach nauczania młodzieży (1616-1618), najpierw w Brunsberdze (Braniewie), w stolicy Warmii, a potem w Pułtusku, wrócił na Akademię Wileńską na dalsze studia teologiczne (1618-1622), które ukończył święceniami kapłańskimi (12 marca 1622 r.). Rok później dopuszczony został do tak zwanej "trzeciej probacji" w Nieświeżu.

W latach 1623-1624 był rektorem kościoła, kaznodzieją, spowiednikiem, misjonarzem ludowym i prefektem bursy dla ubogiej młodzieży w Nieświeżu. Jako misjonarz, Andrzej obchodził zaniedbane wioski, chrzcił, łączył sakramentem pary małżeńskie, wielu grzeszników skłonił do spowiedzi, nawracał prawosławnych.

W latach 1624-1630 kierował Sodalicją Mariańską mieszczan, prowadził konferencje z Pisma świętego i dogmatyki. Wreszcie został mianowany rektorem kościoła w Wilnie. W latach 1630-1633 był przełożonym nowo założonego domu zakonnego w Bobrujsku. Następnie przebywał w Połocku w charakterze moderatora Sodalicji Mariańskiej wśród młodzieży tamtejszego kolegium (1633-1635). W roku 1636 był kaznodzieją w Warszawie. W roku 1637 pracował ponownie w Połocku jako kaznodzieja i dyrektor studiów młodzieży.

W latach 1638-1642 pełnił w Łomży urząd kaznodziei i dyrektora w szkole kolegiackiej. W latach 1642-1643 ponownie w Wilnie pełnił funkcję moderatora Sodalicji Mariańskiej i kaznodziei. Podobne obowiązki spełniał w Pińsku (1643-1646), a potem ponownie w Wilnie (1646-1652). Od roku 1652 pełnił w Pińsku urząd kaznodziei w kościele św. Stanisława. W tym czasie oddawał się pracy misyjnej nad ludem w okolicach Pińska.

Z relacji mu współczesnych wynika, że Andrzej był skłonny do gniewu i zapalczywości, do uporu we własnym zdaniu, niecierpliwy. Jednak zostawione na piśmie świadectwa przełożonych podkreślają, że o. Andrzej pracował nad sobą, że miał wybitne zdolności, był dobrym kaznodzieją, miał dar obcowania z ludźmi. Dowodem tego były usilne starania ówczesnego prowincjała zakonu w Polsce u generalnego przełożonego, aby o. Andrzeja dopuścić do "profesji uroczystej", co było przywilejem tylko jezuitów najzdolniejszych i moralnie stojących najwyżej. Wytrwałą pracą nad sobą o. Andrzej doszedł do takiego stopnia doskonałości chrześcijańskiej i zakonnej, że pod koniec życia powszechnie nazywano go świętym. Dzięki Bożej łasce potrafił wznieść przeciętność na wyżyny heroizmu.

Andrzej wyróżniał się żarliwością o zbawienie dusz. Dlatego był niezmordowany w głoszeniu kazań i w spowiadaniu. Mieszkańcy Polesia żyli w wielkim zaniedbaniu religijnym. Szerzyła się ciemnota, zabobony, pijaństwo. Andrzej chodził po wioskach od domu do domu i nauczał. Nazwano go apostołem Pińszczyzny i Polesia. Pod wpływem jego kazań wielu prawosławnych przeszło na katolicyzm. Jego gorliwość, którą określa nadany mu przydomek "łowca dusz - duszochwat", była powodem wrogości ortodoksów. W czasie wojen kozackich przerodziła się w nienawiść i miała tragiczny finał.

Pińsk jako miasto pogranicza Rusi i prawosławia był w tamtym okresie często miejscem walk i zatargów. Zniszczony w roku 1648, odbity przez wojska polskie, w roku 1655 zostaje ponownie zajęty przez wojska carskie, które wśród ludności miejscowej urządziły rzeź. W roku 1657 Pińsk jest w rękach polskich i jezuici mogą wrócić tu do normalnej pracy.
Ale jeszcze w tym samym roku Kozacy ponownie najeżdżają Polskę. W maju roku 1657 Pińsk zajmuje oddział kozacki pod dowództwem Jana Lichego. Najbardziej zagrożeni jezuici: Maffon i Bobola opuszczają miasto i chronią się ucieczką. Muszą kryć się po okolicznych wioskach. Dnia 15 maja o. Maffon zostaje ujęty w Horodcu przez oddział Zielenieckiego i Popeńki i na miejscu ponosi śmierć męczeńską.

Andrzej Bobola schronił się do Janowa, odległego od Pińska około 30 kilometrów. Stamtąd udał się do wsi Peredił. 16 maja do Janowa wpadły oddziały i zaczęły mordować Polaków i Żydów. Wypytywano, gdzie jest o. Andrzej. Na wiadomość, że jest w Peredilu, wzięli ze sobą jako przewodnika Jakuba Czetwerynkę. Andrzej na prośbę mieszkańców wsi, którzy dowiedzieli się, że jest poszukiwany, chciał użyczonym wozem ratować się ucieczką. Kiedy dojeżdżali do wsi Mogilno, napotkali oddział żołnierzy.

Z Andrzeja zdarto suknię kapłańską, na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, przywiązano go do słupa i zaczęto bić nahajami. Kiedy ani namowy, ani krwawe bicie nie złamało kapłana, aby się wyrzekł wiary, oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z niej koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na jego głowę tak, aby jednak nie pękła czaszka. Zaczęto go policzkować, aż wybito mu zęby, wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej części ręki. Odwiązali go wreszcie oprawcy i okręcili sznurem, a dwa jego końce przymocowali do siodeł. Andrzej musiał biec za końmi, popędzany kłuciem lanc. W Janowie przyprowadzono go przed dowódcę. Ten zapytał: "Jesteś ty ksiądz?". "Tak", padła odpowiedź, "moja wiara prowadzi do zbawienia. Nawróćcie się". Na te słowa dowódca zamierzył się szablą i byłby zabił Andrzeja, gdyby ten nie zasłonił się ręką, która została zraniona.

Kapłana zawleczono więc do rzeźni miejskiej, rozłożono go na stole i zaczęto przypalać ogniem. Na miejscu tonsury wycięto mu ciało do kości na głowie, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, rany posypywano sieczką, odcięto mu nos, wargi, wykłuto mu jedno oko. Kiedy z bólu i jęku wzywał stale imienia Jezus, w karku zrobiono otwór i wyrwano mu język u nasady. Potem powieszono go twarzą do dołu. Uderzeniem szabli w głowę dowódca zakończył nieludzkie męczarnie Andrzeja Boboli dnia 16 maja 1657 roku.

Kozacy wkrótce wycofali się do miasta. Ciało Męczennika przeniesiono do miejscowego kościoła. Jezuici przenieśli je potem do Pińska i pochowali w podziemiach kościoła klasztornego. Po latach o miejscu pochowania Andrzeja zapomniano.

Dnia 16 kwietnia 1702 roku Andrzej ukazał się rektorowi kolegium pińskiego i wskazał, gdzie w krypcie kościoła pod ołtarzem głównym znajduje się jego grób. Ciało znaleziono nietknięte, mimo że spoczywało w wilgotnej ziemi. Było nawet giętkie, jakby niedawno zmarłego człowieka. Zaczęły się mnożyć łaski i cuda.

Od roku 1712 podjęto starania o beatyfikację. Niestety, kasata jezuitów i wojny, a potem rozbiory przerwały te starania. Ponownie Andrzej miał ukazać się w Wilnie w 1819 r. dominikaninowi, o. Korzenieckiemu, któremu przepowiedział wskrzeszenie Polski (będącej wówczas pod zaborami) i to, że zostanie jej patronem. Ku wielkiej radości Polaków beatyfikacja miała miejsce dnia 30 października 1853 roku.

W roku 1820 jezuici zostali usunięci z Rosji, a opiekę nad ciałem Świętego objęli pijarzy (1820-1830). Relikwie przeniesiono potem do kościoła dominikanów. Wreszcie po wydaleniu dominikanów (1864) przejęli straż nad kościołem i relikwiami kapłani diecezjalni. W roku 1917 przy udziale metropolity mohylewskiego Edwarda von Roppa dokonano przełożenia relikwii. W roku 1922, po wybuchu rewolucji, ciało zostało przeniesione do Moskwy do muzeum medycznego.

W roku 1923 rząd rewolucyjny na prośbę Stolicy Apostolskiej zwrócił śmiertelne szczątki bł. Andrzeja. Przewieziono je do Watykanu do kaplicy św. Matyldy, a w roku 1924 do kościoła jezuitów w Rzymie Il Gesu.

17 kwietnia 1938 roku, w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, Pius XI dokonał uroczystej kanonizacji bł. Andrzeja (wraz z bł. Janem Leonardim i bł. Salvatorem de Horta). W roku 1938 relikwie św. Andrzeja zostały uroczyście przewiezione do kraju. Przejazd relikwii specjalnym pociągiem przez Lublianę, Budapeszt do Polski, a następnie przez wiele polskich miast (w tym Kraków, Poznań, Łódź aż do Warszawy) był wielkim wydarzeniem. W każdym mieście na trasie organizowano uroczystości z oddaniem czci świętemu Męczennikowi.

W Warszawie, po powitaniu w katedrze, relikwie spoczęły w srebrno-kryształowej trumnie-relikwiarzu w kaplicy jezuitów przy ul. Rakowieckiej. W roku 1939 relikwie zostały przeniesione do kościoła jezuitów na Starym Mieście. Podczas pożaru tego kościoła trumnę przeniesiono do dominikańskiego kościoła św. Jacka, by w roku 1945 przenieść ją ponownie do kaplicy przy ul. Rakowieckiej. Tam do dziś szczątki doznają czci w nowo wybudowanym kościele św. Andrzeja Boboli, podniesionym do rangi narodowego sanktuarium. Warto jeszcze dodać, że z okazji 300-letniej rocznicy śmierci św. Andrzeja papież Pius XII wydał osobną encyklikę (16 V 1957), wychwalając wielkiego Męczennika.

W kwietniu 2002 r. watykańska Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, przychylając się do prośby Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, nadała św. Andrzejowi Boboli tytuł drugorzędnego patrona Polski. Od tej pory obchód ku jego czci podniesiony został w całym kraju do rangi święta. Uroczystego ogłoszenia św. Andrzeja Boboli patronem Polski dokonał kard. Józef Glemp w Warszawie podczas Mszy świętej w sanktuarium ojców jezuitów, w którym są przechowywanie relikwie Świętego, 16 maja 2002 r.
Święty jest ponadto patronem metropolii warszawskiej, archidiecezji białostockiej i warmińskiej, diecezji drohiczyńskiej, łomżyńskiej, pińskiej i płockiej. Jest czczony także jako patron kolejarzy.


opr. za Katolikiem Ks. Roman Chyliński michalita

 

 


 1. Dar mądrości


Księga Mądrości powie przez natchnionego autora:
„Choćby nawet wśród ludzi był ktoś doskonały,
jeśli mu zbraknie mądrości danej przez Ciebie, Panie,
za nic będzie poczytany.
Z Tobą jest Mądrość, która zna Twe dzieła,
i była z Tobą, kiedy świat stwarzałeś.
Wie, co jest miłe dla Twoich oczu
i co słuszne według Twych przykazań.
Wyślij ją ze świętych niebios
i poślij z tronu Twej chwały,
Aby przy mnie będąc ze mną pracowała
i żebym mógł poznać, co jest miłe Tobie.
Ona wie bowiem i rozumie wszystko,
moim czynom będzie mądrze przewodziła
i ustrzeże mnie dzięki swej chwale.”(Mdr 9,6.9-11).
Dar ten jest uczestniczeniem w mądrości Jezusa, z darem poznania Ojca i Syna oraz widzeniem ludzi, rzeczy i ich relacji takimi, jakimi widzi je On. Jest to dar patrzenia na rzeczywistość oczami Boga, widzenia wszystkiego w perspektywie wieczności. Dar mądrości obdarza nas prostotą i miłością.

2. Dar rozumu.


„Rozumnie” znaczy „biorąc pod uwagę Boga”. Bóg dał nam rozum abyśmy mogli dążyć do prawdy. Najpierw trzeba poznać siebie i prawdę "o sobie" . Jest to najtrudniejsza droga "w głąb siebie". Nie lubimy tej drogi "stawania w prawdzie wobec samego siebie", bo ona może obnażyć nasze słabości. Później zapewne szukamy prawdy o świecie, w którym żyjemy i prawdy o innych, a na końcu szukamy samego Jezusa który powiedział o sobie : "Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Dar rozumu uzdalnia nas właśnie do poznania prawdy o sobie, świecie i Bogu.

3. Dar rady.


Jest to ten rodzaj mądrości , w której poznajemy tak dobrze siebie i własne życie, że jesteśmy w stanie w sprawach wiary i moralności doradzać innym. Dar rady czyni nas w pełni dyspozycyjnymi do wnikania w czyjeś życie aby drugiemu człowiekowi pomóc. Jest to dar cierpliwości w wysłuchaniu drugiego człowieka oraz rozeznania w tym co jest dobre dla niego. Dar rady wiąże się z darem wniknięcia w mękę i śmierć Chrystusa i czerpania z pasyjności wszelką odpowiedź na trudy ludzkiego życia.

4. Dar męstwa.


Dar męstwa uczy nas pokory. Przyjmując postawę pokory, uczymy się służebności i traktujemy ją jako największy dar w naśladowaniu Jezusa. Dar męstwa czyni nas dyspozycyjnymi do przyjmowania w miłości wszelkiego rodzaju upokorzeń, oczerniania, czy nieakceptacji. Dar ten potrafi tak nas umocnić w wierze, że jesteśmy wstanie oddać za Chrystusa nawet własne życie. Zabiera wszelkie lęki: przed życiem, prawdą o sobie i śmiercią. Powoduje, że ufność pokładana w Bogu przewyższa wszelką naszą słabość.

5. Dar wiedzy (umiejętności).


Święta Teresa z Lisieux mówiła: „Wiedza Miłości, och tak! (...) Tylko takiej wiedzy pragnę!”. Dar wiedzy daje nam głębokie poznanie różnych dziedzin wiedzy i łączenia ich z wiarą. Zdolność zdobywania z pasją wiedzy, ma nie tyle służyć tytułom naukowym ile chęcią służenia ludziom i obdarzania ich mądrością dla ich wzrostu intelektualnego i duchowego. Jest to również dar umiejętności w jej przekazywaniu tak, aby była możliwa do zrozumienia względem każdego człowieka.

6. Dar bojaźni Pańskiej.


Jest on taką miłością do Boga, która uświadamia każdemu człowiekowi jego kruchość. Stąd wyrabia w nas szacunek dla przykazań Bożych, norm moralnych zawartych w Piśmie świętym oraz przestróg mądrościowych dla zachowania własnej godności i szacunku dla innych. Dar ten uczy nas szacunku dla majestatu śmierci, przez właściwe do niej przygotowanie. Bojaźń Pańska jest początkiem mądrości i roztropności we właściwym podejmowaniu życiowych decyzji i wyborów.

7. Dar pobożności.


Jest to dar przeżywania Trójcy Przenajświętszej , Ojca, Syna i Ducha Świętego w miłości i bliskości duchowej. To przeżywanie dokonuje się przede wszystkim na modlitwie, w umiłowaniu Eucharystii oraz na Adoracji Najświętszego Sakramentu. Ten dar pobożności sprawia szczególne oddanie się sprawom Kościoła i wspieranie kapłanów w ich posłudze przez: posty, ofiarowanie cierpienia i trudności każdego dnia o nawrócenie grzeszników oraz za dusze w czyśćcu cierpiące. Dar pobożności sprawia, że nasze życie zamieniamy w piękny Karmel modlitw i ofiar dla ratowania dusz.

Charyzmaty
Nie powinny być celem samym w sobie naszego życia chrześcijańskiego, katolickiego, ale środkiem, który Bóg nam dał do ewangelizacji. Każdy chrześcijanin może otrzymać dar charyzmatyczny.
Powie św. Paweł:
„ Wszystkim zaś objawia się Duch dla [wspólnego] dobra. Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha, innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu, innemu łaska uzdrawiania w jednym Duchu, innemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków. Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce.” (1 Kor 12,7-11).

a) Dar języków: jest najmniejszy z darów, ale nawet jeśli pragniemy większych, często otrzymujemy najpierw dar języków — który jest niejako pierwszym stopniem, czy też bramą do innych. Dlaczego? Między innymi dlatego, że uwalnia nas z postawy ciasnego racjonalizmu: że tylko to zaakceptuję, co jestem w stanie zawrzeć w zrozumiałym języku i opanować moim rozumem. Tymczasem Bóg chce, byśmy przyjęli więcej niż możemy zrozumieć.
b) Dar tłumaczenia języków - polega na przekazaniu wiadomości, jaką Duch Święty pragnie zakomunikować nam w językach.
c) Dar proroctwa: chodzi tu raczej o „ostrzejsze” widzenie wybranych aspektów rzeczywistości, w perspektywie duchowej niż o przepowiadanie jakiejś przyszłej sytuacji. Ale z drugiej strony jeśli pojawia się taka (zazwyczaj nagła) ostrość widzenia, może ona oznaczać zarówno sięgnięcie w głąb, jak i w przód. Jest to często nagle pojawiająca się świadomość jakichś słów lub obrazów, które są „większe ode mnie”, przynoszą jednocześnie radość, bo czuję, że pochodzą od dobrego Boga i niepokój, bo przerastają zrozumienie. Dar proroctwa musi być poddany rozeznaniu: po pierwsze dlatego, że istnieją fałszywe proroctwa, po drugie dlatego, że bardzo wiele proroctw odnosi się tylko do pewnych osób z grona słuchających, albo tylko do określonej sytuacji.
d) Dar poznania: chodzi tu o nadnaturalne widzenie rzeczy zakrytych, np. czyjejś choroby, Bożego uzdrawiania tejże, czyichś grzechów (1Kor 14,24-25). Jest to innego rodzaju dar niż proroctwo.
e) Dar uzdrawiania: poprzez modlitwę z nałożeniem rąk lub nawet zwykłą modlitwę wstawienniczą osoby z takim darem Bóg uzdrawia z chorób cielesnych i duchowych.
f) Dar czynienia cudów: dzięki któremu możemy być narzędziem Boga w silnej manifestacji mocy Boga, jak np. natychmiastowym uzdrowieniu.
g) Dar rozeznania: ten dar często wiąże się z posługą pewnej władzy udzielonej w Kościele, ale także z osobistym rozwojem duchowym i intelektualnym. Polega na umiejętności zrozumienia, czy dane dzieło, dane zachowanie pochodzi od Boga, od człowieka, czy od złego ducha i czy dany plan jest zgodny z wolą Bożą, czy też nie.
h) Dar miłości - ten dar jest bardzo ważny w modlitwie o uzdrowienie uczuć, pozwala osobie chorej doświadczyć miłości Boga.
i) Dar wiary - jest to dar specjalnego, natchnionego przez Ducha Świętego przekonania, że Bóg zainterweniuje z mocą w pewnych szczególnych sytuacjach. To przekonanie prowadzi następnie wierzącego do działania.
j) Dar odczytywania ze zrozumieniem słowa Bożego.

Opr. Ks. Roman Chyliński michalita

 

 

Przemienienie Pańskie. Święto.
Mt 17, 1-9
Słowa Ewangelii według św. Mateusza.

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką osobno. Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło.
A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: "Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza".
Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: "To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie". Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: "Wstańcie, nie lękajcie się". Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im, mówiąc: "Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie".

Kom.: Przemienić własne człowieczeństwo w Chrystusie.

Każdy Ewangelista oprócz św. Jana opisuje to wyjątkowe wydarzenie, jakie dokonało się prawie 2000 lat temu na górze Tabor.

Kto miał szczęście być na tej górze to wie, że w połowie drogi zatrzymują się autobusy i trzeba się przesiąść do busa, ponieważ góra ta jest bardzo stroma i ciężko na nią podjechać.

Nie lada wyczynu musiał dokonać Jezus wraz z trzema apostołami, aby dotrzeć na jej szczyt.
Ale czy nie jest tak, że wielkich rzeczy doświadcza się w trudzie i w wysiłku. Szkoła Jezusa Chrystusa jest właśnie taka, że nie za efekt się tu wynagradza, ale za trud i cierpliwość włożone w dojście do celu.

Dzisiaj tym celem jest „droga do przemiany własnego człowieczeństwa”.

Patrzmy więc na Jezusa.
Jezus biorąc Piotra, Jana i Jakuba na górę Tabor chce im, a przez nich również i nam pokazać nie tylko wielkość swojego Bóstwa i świętość swojego Człowieczeństwa, ale pouczyć nas na czym polega piękno naszego człowieczeństwa.
Św. Mateusz napisze: „Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno”.(Mt 17,1).

Przemiana w piękne i szlachetne człowieczeństwo dokonuje się przede wszystkich na osobności i w samotności. Wyciszenie, z dala od zgiełku komórek, laptopów i mediów. Sam na sam z Bogiem.
A błogosławieni ci, którzy poznali czas samotności dla Boga i pokochali go To podstawa, aby dać czas Duchowi Świętemu do przemiany nas.

Dalej czytamy w dzisiejszej Ewangelii: „Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło”.(Mt 17,2).

Rzecz ciekawa, kiedy idziemy na samotność, to nie mamy skupiać się na sobie, ale na Jezusie!
Owszem jest pokusa wówczas aby przemyśliwać wszystkie udane nasze sprawy, a jeszcze bardziej wszystkie porażki, które doświadczyliśmy w naszym życiu. Jesteśmy wtedy skłonni do wielkich rachunków sumienia i poniżania sobą we własnych oczach. Tego chce szatan!

Ale Jezus nasz Mistrz tego nie chce. Mówi do nas: patrzcie na Mnie i poznajcie Mnie. Zobaczcie jak wiele miłości mam do was. Weźmijcie ode mnie światło prawdy i miłości, bo ono was nigdy nie potępi. Tylko patrząc przeze Mnie na siebie możecie zobaczyć siebie w prawdzie. A prawda jest taka: „Popatrzcie jaką miłością obdarzył was Ojciec, zostaliście nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteście”!(1J 3,1).

„Wtedy Piotr rzekł do Jezusa, jak pisze św. Mateusz: "Panie, dobrze, że tu jesteśmy”.(Mt 17,4).

Nawet nie przeczuwamy jak dobrze poczujemy się, kiedy rozmodlimy własne wnętrze. Modlitwa to czas uwielbienia Boga, przebywania z Nim i radowania się wewnętrznym pokojem. Czasami potrzebujemy aż kilku dni, aby wejść w głębię tego co Boże, odchodząc od tego co tylko ludzkie.

Na modlitwie najlepiej zobaczymy jak wiele rzeczy przykleiło się do nas, ile spraw nosimy w sobie bez odpowiedzi i jak to wszystko nam ciąży. Ale otrzymamy też i odpowiedź, że nie dawaliśmy sobie rady z tymi sprawami, bo nosiliśmy jej bez Jezusa.

Tak więc modlitwa oczyści nas, uświęci nasze wnętrze Bożą obecnością i da nam siłę do pokonania własnych trudności, bo nosimy nasz człowieczeństwo, jak powie św. Paweł „w glinianych naczyniach, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas”.(2Kor 4,7).

Dalej pisze św. Mateusz: „Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich”. (Mt 17,5).

Obłok zawsze symbolizuje żywą obecność Ducha Świętego. To On jest głównym sprawcą przemiany naszego człowieczeństwa w szlachetność i dobroć serca. Duch Święty jest Osobą, wiec rozmawiajmy z Nim jak z osobą pełną mądrości i mającą nam wiele do przekazania. Nie bójmy się Ducha prawdy, którą nam ukaże prawdę o naszym życiu.

Duch Święty zrobi to dla nas, abyśmy się dobrze wyspowiadali i zostawili wszelkie ciężary grzechu na rekolekcjach, a do domu wrócili w pełni oczyszczeni z głębokim pokojem w sercu.

„A z obłoku odezwał się głos”."To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!" (Mt 17,5).

Przemiana naszego umysłu i serca dokonuje się przez medytacje słowa Bożego. Wskazuje nam na to sam Dobry Bóg mówiąc do nas: „Jego słuchajcie”. A Matka Boża doda: „Zróbcie wszystko cokolwiek Wam powie” (J 2,5).

Dać się Jezusowi poprowadzić przez dar rozważania Jego słowa, to prosta droga do wzrastania w prawdzie, a przecież to jest właśnie istota pięknego i zdrowego charakteru.

Św. Mateusz kończy to niesamowite wydarzenie na górze Tabor słowami: „Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa”.(Mt 17,8).

Samotność, modlitwa, rozważanie słowa Bożego, otwarcie na działanie Ducha Świętego, stanięcie w prawdzie i szczera spowiedź to najpewniejsza droga do odnowy ducha i kształtowania w nas pięknego człowieczeństwa. A nagrodą będzie to, że kiedy po dniach skupienia i samotności podniesiemy oczy i popatrzymy, na ludzi, na świat i na siebie to zobaczymy w tym wszystkim „tylko samego Jezusa”. Amen!

Ks. Roman Chyliński

 

 

Pięć etapów przebaczenia.


Modlitwa z prośbą o łaskę przebaczenia.


Wstęp. Wzbudzam w sobie akt żalu, prosząc Boga, aby oczyścił moje serce. Proszę Ducha Świętego, aby otworzył moje serce na dar łaski wybaczenie i przyjęcie przebaczenia.
1. „W Imię Jezusa Chrystusa wybaczam ci…(wymieniam imię tej osoby i próbuję wyobrazić sobie jej twarz)…… oraz proszę cię o wybaczenie”.
Mówię do tej osoby, jakby ona była przy mnie, np.: mamo wybaczam ci…. . Słowa wybaczenia mówię głośno. Ja ...sam, mam sobie ogłosić to, że wybaczam! Ogłaszam również to, że odrzucam gniew, złość i wszelkie urazy.
2. „Podaje ci dłoń pojednania”.
Zobacz tę sytuację, jak podchodzisz do tej osoby i wyciągasz do niej dłoń oraz zobacz jaka jest twarz tej osoby do, której mówisz te słowa. Jeżeli twarz tej osoby jest ciepła, radosna to znaczy, że przebaczenie doszło w pełni do skutku, jeżeli jeszcze tak nie jest warto po jakimś czasie powtórzyć tę modlitwę.
3. „Boże nie pamiętaj jej tego złego i ja nie chcę jej tego pamiętać”.
Trudna modlitwa o uzdrowienie naszej pamięci, ale trzeba o to prosić Boga, bo tylko On może uzdrowić nasze wnętrze i pamięć.
4. „Panie Jezu uzdrów moją relację z tą osobą, abym na nowo spojrzała na nią z szacunkiem, z godnością i miłością”.
Jest to prośba do Jezusa, aby mi pomógł przywrócić tej osobie, która mnie zraniła na nowo godność w moich oczach. Abym nią nie pogardzał.
5. „Panie Jezu dopełnij swoją miłością to, czego nie otrzymałem od tej osoby i czego ja jej nie dałem”.
Ranimy się brakiem miłości. Jest to prośba, aby Jezus we mnie swoją miłością dopełnił to dobro, które np. nie otrzymałem od swoich rodziców lub bliskich, którzy mnie zranili oraz uleczył swoją miłością te rany, które ja zadałem innym.

Opr. Ks. Roman Chyliński

 

 

Wyjść z tłumu za Jezusem.

Wstęp: Na co dzień żyjemy w tłumie. W mniejszym czy większym, ale w tłumie, który nas w siebie wciąga, przemożnie na nas wpływa, kieruje nami i rządzi. Jest to tłum klasy, grupy, towarzystwa, zbiegowiska. Tłum publiczności, telewidzów, masowych odbiorców i konsumentów. Tłum skandujących, rechoczących, zakrzykujących. Tłum zwolenników, wyznawców, fanów, kibiców... mówi się „szary tłum” (mimo barwnych ubiorów), bo giniemy w nim, roztapiamy się w jego masie, stajemy się tylko jego elementem, a nie naprawdę sobą – osobą. Trzeba wiec wyrwać się z tego jakiegokolwiek bądź tłumu, żeby uwolnić nasz umysł, serce, wolę i sumienie. Stać się to może tylko przez spotkanie Kogoś, kto widzi ciebie niepowtarzalnym, odrębnym, wolnym. Tym Kimś jest Jezus, który wciąż gdzieś niedaleko przechodzi, a na którego nie można gapić się stojąc w tłumie – trzeba wyjść i pójść z Nim – choćby nawet zupełnie samotnie. Pójdź więc!

STACJA I Jezus przez tłum osądzony

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste ...

Nawet się nie zastanawiasz, mówiąc, że jesteś przeciw, że jesteś zbuntowany, że jesteś wielbicielem, że jesteś przeciwnikiem, zwolennikiem... Dlaczego?! Bo musisz myśleć tak samo jak inni, tak? Bo tak postępują wszyscy? Gdy nienawidzą – ty też nienawidzisz. Gdy potępiają - ty też potępiasz. Gdy ruszają masą – ty ruszasz z nimi. Gdy w kogoś ciskają słowami jak kamieniami – Ty też musisz rzucić. Gdy skazują kogoś – ty też skazujesz. Nawet nie wiesz kogo, za co i na co... Pytaj wciąż dlaczego?! Bodaj sto razy pytaj siebie – dlaczego? Zanim z tłumem potępisz, wydrwisz, Ukrzyżujesz niewinnego. To ciągle zadawane sobie pytanie wyodrębni cię z tej bezkształtnej masy Jako Człowieka!

Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA II Jezus samotnie dźwiga ciężar krzyża

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste ...

W tłumie czujesz się bardziej swojsko. Łatwiej tam i wygodniej niż gdzieś samotnie. Gdy inni jedzą kołacz bez pracy – ty też. Gdy inni cwaniacko i bezczelni unikają wszelkiego trudu i ciężaru – ty też. Razem z takimi szukasz lekkiej, łatwej i przyjemnej miłości, nieodpowiedzialnej bez zobowiązań przyjaźni, powierzchownej wiary i religii... Ale przypatrz się tym ludziom uważnie. Czy są naprawdę szczęśliwi? Godni podziwu, zaufania, naśladowania? Nie! To są Ci od „nieznośnej lekkości bytu”: Puści, słabi, rozmyci... Widzisz, tak już jest, że siłę, wartość, hart ciała i ducha kształtuje się przez przyjmowanie, a nie odrzucanie ciężaru zadań, zasad, obowiązków. Przyjmuj więc ciężar trudniejszej miłości, nauki, wiary. I nie idź drogą łatwizny, która czyni człowieka słabym, bezwolnym – żadnym. I nie bój się, bo Jezus i tak poniesie tę część ciężaru, która przekracza twoje siły.

Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA 3 Jezus upada, by powstać.

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste ...

Widzisz, że wokół tylu jest ludzi małych, dla których człowieczeństwo To „ za wysokie progi”. Wolą pełzać niż się wspinać. Nie patrzą w niebo, Nie szukają tego, co godne, sprawiedliwe, słuszne i zbawienne. Bo bardziej pociąga ich to, co niskie, wulgarne, brudne i prymitywne. Mówią: raz się żyje – warto po grzeszyć, bo to też dla ludzi” ... I tak często upadają, że już zapomnieli, że można powstać z pozycji, w jakiej żyją płazy. Oczywiście trudno nie upaść, gdy cię popychają, podstawiają nogi i sami leżą, nie dając żadnego ci wsparcia. Najgorzej jednak stracić z oczu niebo, i tęsknotę za czystą, podniesioną w górę twarzą. To dzięki niej jesteś wart miana człowieka. Odzyskujesz ją, gdy wstajesz. Unosisz ją ku Bogu, ocierasz z brudu, jak Jezus.

Któryś za nas cierpiał rany ....

STACJA 4 Jezus spotyka Matkę, która nie zawodzi...

Kłaniamy Ci się Jezu Chryste ....

Może tak jak inni Mówisz o niej „stara”? Może tak jak inni – wstydzisz się jej. Uciekasz od jej czułości, troski, pouczeń. Może tak jak inni – nie chcesz znać ilości łez wylanych nad tobą. Powiedz – dlaczego? Bo teraz jest taka moda, taki styl? Bo matka nie pasuje do zgrai twoich idoli? Ale przyznaj, gdy inni Cię zawiodą, zdradza, wykpią – do kogo wracasz? U kogo szukasz przytuliska? Kto okazuje się bardziej wierny niż ona? Kto kocha cię najprawdziwiej, choć najciszej? Gdy tłum cielęco wpatrzony w swoich idoli odrywa cię od domu, byś zapomniał kim jesteś, wracaj wtedy do matki, by odnaleźć siebie, by usłyszeć w sobie serce i to, co zakrzyczał w tobie tłum. Przychodź i patrz w twarz Maryi Matki, By wiedzieć, co kochać W dziewczynie, w kobiecie, w matce. Tak szuka się twarzy Jezusa, Twarzy miłości, własnej twarzy ...

Któryś za nas cierpiał rany...

STACJA 5 Ktoś, kto przestał być gapiem, pomaga Jezusowi

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste ...

Wiesz chyba, jak trudno, O litość w bezlitosnym tłumie. A jeszcze trudniej zdobyć się na odwagę, by wyjść z tłumu, stanąć po stronie bezbronnego, potępianego, bitego, poniewieranego. Łatwiej jest stać i gapić się ... Jak ów Szymon cyrenejczyk. Popatrz – wokół nas coraz więcej takich gapiów, kibiców, oglądaczy tragedii świata. Siedzących w fotelach, znudzonych, i przeżuwąjcych swoje życie, jak gumę. Szpalery milionów manekinów bez serc i ducha. I dlatego potrzeba Ci drżenia serca, Przebudzenia z telewizyjnej śpiączki i bierności. Potrzeba Ci zrobienia choć jednego kroku ku człowiekowi, okazania współczucia, zaleczenia choć jednej rany, ulżenia komuś, choćby tylko przez życzliwą obecność. To właśnie ocali w tobie człowieka, w tych nieludzkich i bezdusznych czasach I już nigdy nie przejdziesz obok tragedii obojętnie, gdy raz w czyjejś zbolałej twarzy dostrzegłeś spojrzenie Jezusa.

Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA 6 Dziewczyna zawstydza tłum swą odwagą

Kłaniamy Ci się panie Jezu Chryste .....

Czy wiesz, że tłum uwielbia tak zwaną równość? Nie znosi tych, którzy się wychylają, którzy przerastają tłum mądrością, wielkością serca i odwagą. Czy wiesz dlaczego tak jest? Bo tłum zwykle tworzą ludzie mali, którzy nie chcą dorastać do czyjeś wielkości, heroiczności, wielkoduszności. Dlatego pragną zastraszać tych, którzy ich przerastają. Ale patrz, wobec czyjejś nagłej i odważnej wspaniałomyślności tłum cofa się zawstydzony swoim prymitywizmem. Oto zwykła dziewczyna, zwaną Weroniką, ocala twarz Jezusa, a przez to, twarz każdego z nas grzesznika. Zobacz, w tobie też jest sporo dobroci, współczucia, chęci pomocy, ale hamuje je lęk, strach, obawa. Pamiętaj, że bez odwagi mogą się one nigdy nie ujawnić i powoli zacząć zanikać. Bez odwagi twoja dobroć, miłość i wiara będą zawsze takie nijakie lub byle jakie. Dlatego nie kryj się z nimi w tłumie. Wznieś się z nimi ponad niego.

Któryś za nas cierpiał rany ....

STACJA 7 Jezus znów powstaje i wyprostowuje się

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste ...

Już wiesz, że Ci, którzy pełzają, chcą ściągnąć w dół tych, którzy zaszli wysoko. Ci, co tarzają się w błocie ochlapują nim tych, Którzy pozostali jeszcze czyści. Czemu? Żeby się nikt nie wyróżniał – mówią. Bo jeśli wszyscy będą brudni, znaczyć będzie, że brud jest normą, czymś ludzkim, zwyczajnym. Na pewno słyszysz wokół takie uzasadnienia, usprawiedliwienia zła, grzechu, perwersji. Może i ty w końcu w to uwierzysz? Zwłaszcza wówczas, gdy upadniesz. Ale dopiero, gdy powstaniesz, trzymając się ręki Jezusa; gdy oczyścisz się, obmyjesz, przetrzesz „zachlapane okna” sumienia – Zobaczysz wszystko jakim jest naprawdę. Zobaczysz tragedię człowieka zaślepionego przez zło, opętanego do zatracenia. Powstawaj wiec i patrz na wszystko w prawdzie i prostocie, Nazywając brud – brudem , Grzech – grzechem , zło – złem. Wtedy pomożesz powstać innym.

Któryś za nas cierpiał rany....

STACJA 8 Jezus nie chce sentymentalnych łez.

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste ....

Może przyłapałeś się na tym, że w kościele, razem z tłumem, wzruszyłeś się. Że stojąc w tłumie nad czyimś grobem, nawet zapłakałeś. Podczas publicznej zrzutki na „biedne dzieci” dałeś wszystko, co miałeś przy sobie. I być może razem z tamtym tłumem sądzisz, że jesteś religijny, współczujący, ofiarny ... Ale powiedz szczerze, jesteś, czy tylko bywasz takim od święta, na co dzień rozgrzeszając się: z braku wiary, wrażliwości, współczucia, czy chęci pomocy? Bo przecież nie „świąteczne” porywy serca świadczą o tobie, lecz to, co czynisz cicho, samotnie i codziennie. I według tego oceniaj siebie. A najlepiej – patrz w Jezusową twarz w samotności i milczeniu Odnajdziesz ją wtedy w tych wszystkich, wobec których byłeś nieczuły, brutalny, obojętny. I jedna łza żalu – Ta wypłakana „od środka” – Uczyni dla twojego serca więcej Niż wszystkie spektakularne Zbiorowe uniesienia.

Któryś za nas Cierpiał rany ...

STACJA 9 Jezus zbiera siły by iść dalej.

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste ....

Być może uwierzyłeś w coś, naprawdę pięknego. Może podjąłeś się czegoś trudnego, Porwałeś się na coś wielkiego. Ale wkrótce okazało się, jak trudno przy tym trwać przez cały czas lub nieustępliwie to zdobywać. Wiesz, że siły szybko opadają, entuzjazm stygnie, kusi łatwizna ... Zwłaszcza ze słyszysz dookoła: „A nie mówiliśmy? Kto to słyszał – z motyką na słońce? To dla nawiedzonych frajerów! Nam lepiej tam bez takich niebieskich ideałów, Przynajmniej wyjdziemy na swoje!” I może w chwili słabości lub załamania, już tylko im wierzysz, Tracąc wiarę w siebie, w Boga, zapominając, że On jest Panem rzeczy nie możliwych! Nie słuchaj nigdy tych, którzy na nic wielkiego się nie zdobyli. Zbierz siły swoje i te od Boga, a dojdziesz i osiągniesz cel - zbawienie duszy swojej!! Tak jak Jezus, resztkami sił, ale siłą miłości!

Któryś za nas cierpiał rany ....

STACJA X Jezus obnażony przez bezwstydnych.

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste ...

Wiedz, że żyć inaczej niż tłum – to znaczy: piękniej, uczciwiej, godniej jest zawsze ciężko. Bo prawie samotnie. Bo niebezpiecznie. Bo może zdarzyć się tak, że osłabniesz, Potkniesz się, przegrasz, zboczysz, upadniesz. Wtedy tłum, jakby tylko czekając, wyolbrzymi wszystko. Obniesie Cię na językach. Będzie się delektował tym bezwstydnie, chcąc jakby pozbawić cię wszystkiego, co jeszcze w Tobie dobre, piękne i wielkie. Tłum plotkarzy, szyderców, łowców sensacji i skandali żyć bez tego nie może. Jak sępy bez padliny. Jednak nie trać wtedy spokoju i godności. Patrz na nich, tak jak Jezus, który widział, że najchętniej obnażają innych ci, którzy sami maja najwięcej do ukrycia. A może oni szyderczym śmiechem zagłuszają w sobie płacz za utraconą niewinnością, czystością i wielkością?

Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA XI Jezus przybity do krzyża - znak sprzeciwu i wielkości.

Kłaniamy Ci się panie Jezu Chryste ....

A jeśli masz już etykietę frajera, idealisty, Don Kichota – to wiedz, ze ci z tłumu cwaniaków, arogantów, groszorobów będą chcieli zrobić z Ciebie symbol człowieka, który nie wie jak żyć, który już przegrał życie, bo nie potrafił urządzić się i wyjść na swoje. Ale pamiętaj: Taki właśnie jesteś ludziom potrzebny – Mimo wszystko! Dlaczego? Bo mimo swego osamotnienia i kpin, razów zbieranych od życia i od bliźnich, budzisz w ludziach tęsknotę za życiem wyrastającym ponad zwierzęce potrzeby. Jesteś znakiem sprzeciwu wobec życia na poziomie brzucha i hormonów. Jesteś znakiem pamięci o życiu oddanym, spełnionym sensownym, przedłużonym w wieczność. Nie bój się! Długo nie będziesz sam, bo przebudzisz innych. Tylko bądź sobie wierny – jak Jezus krzyżowi.

Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA XII Jezus umiera na dowód, ze kocha naprawdę.

Kłaniamy Ci się Panie Jezu

Zauważyłeś może, że tłum rządzi się przy pomocą sloganów czy haseł schlebiających temu, co jest wyłącznie ludzką potrzebą: znaczenia, wygody, szczęścia, czy zabezpieczenia sobie życia. Teraz jest czas potężnych środków zwodzenia i uwodzenia milionów ludzi. Uwodzenia tanimi obietnicami bez pokrycia. Ale ty pamiętaj o tym, że Jezus nie zwodzi ani nie uwodzi. Jest to specjalność Jego przeciwnika. Krzyż i martwe ciało Jezusa na nim jest znakiem prawdy i obietnicy, za która warto odda życie, aby je mieć na wieczność. Teraz, gdy odbiera się innym życie, aby nie „komplikować” własnego, obietnica i prawda płynąca z Ewangelii, o czymś stokroć cenniejszym od wygody i złudnego szczęścia, broni nas przed natłokiem kłamstw, zwodniczych obietnic i iluzji. Tylko Jezus poręczył te obietnice i tę prawdę, że jesteś kochany i możesz być NAPRAWDĘ szczęśliwy. Bo tylko On oddał za ciebie życie!!!

Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA XIII Przy Jezusie zostają najwierniejsi.

Kłaniamy ci się Panie Jezu ....

Nie bój się nocy, choćby wszyscy uwierzyli, że ciemność niepodzielnie zapanowała na świecie. Nie ulegaj uczuciu beznadziei, choćby wszyscy poddali się rozpaczy. Nie bój się śmierci, choćby ci się zdawało, że umiera wszystko, dla czego warto jeszcze żyć. Nie bój się jak ci, którzy przyszli jednak po ciało Jezusa, choć zdawać się mogło, ze przegrał i światem rządzi Książe ciemności. Choćby ci zgasły wszystkie gwiazdy – ufaj, trwaj i żyj, trzymając się wiary, jak ostatniej lecz żywej gwiazdy. Gwiazdy są także i po to, by w ciemności nocy przypominać o słońcu, które JEST, choć długa noc zdaje się temu przeczyć. Tak i uparcie pielęgnowana wiara przypomina o TYM KTÓRY JEST, A ty jesteś tylko przez Niego I dzięki Niemu.

STACJA XIV Jezus przechodzi przez grób do życia.

Kłaniamy ci się Panie Jezu

Zauważ, tłum jest zwykle krótkowzroczny. Nie potrafi cierpliwe czekać i szybko traci wiarę i nadzieje. Nie pamięta dawnych obietnic. I ja ... i ty też tacy jesteśmy. Jeśli nie widzi się szybkiego efektu, sukcesu, wygranej, porzuca się zwykle Tego, Komu się wierzyło. Czyli zdradza się go. Tak było i jest z ludźmi, którzy co prawda poszli za Jezusem, ale nie uwierzyli mu do końca. Wiara wymaga próby ciemnej nocy, w której zdaje się, że Boga nie ma i wszystko umiera. Popatrz na ziarno które kiełkuje pod martwa, pokrytą śniegiem ziemią. Ono mówi ci, że czasem coś musi umrzeć, żeby żyć naprawdę, bo jest prawdziwe. I zrozum, że rzadko to, co efektowne, spełniające się natychmiast – jest prawdziwe. To, co Boże i wieczne dojrzewa w ciszy, a owocuje tysiąckrotnie. O tym nam mówi Ciało Jezusa złożone w grobie, a budzące do życia wszystko, co tylko pozornie umarło. Bo co ma w sobie Bożą miłość - nie umiera. Trzeba tylko czuwać, by nie umierało w nas to, co Bóg zasiewa, by grzech tego nie zabijał. A wtedy wszystko, co tu kochałeś, czemu byłeś wierny, dla czego żyłeś – zostanie wraz z tobą przeprowadzone przez Jezusa do życia, które już umrzeć nie może.

Któryś za nas cierpiał rany

Modlitwa

Jezu, Ty szukasz w tłumie jakiejś twarzy – niepowtarzalnej, jedynej wśród synów, córek człowieczych. Może teraz właśnie patrzysz w moją twarz, znając cała moja historie i widząc moje dalsze dzieje, które zawarłeś w moim Imieniu, darowanym mi na chrzcie świętym. W tym imieniu odróżniłeś mnie od całego tłumu, abym był tylko Twój i dla Ciebie żył – Jezu. Ty mnie dzisiaj wołasz po imieniu, abym sobie przypomniał, że otrzymałem je od Ciebie. Pomóż mi wiec opuścić ten nijaki tłum, bezimienny i zagubiony. Dodaj mi odwagi, bym na przekór presji, zniewoleniu, ogólnemu bezwładowi wybrał Ciebie, Twoją wolę i wezwanie do upodobnienia się do Ciebie. Bo tylko wtedy JESTEM tym, kim mam być, kogo Ty we mnie kochasz. I tylko taki mogę Ci towarzyszyć na Twojej drodze krzyżowej. I tylko taki Twoją drogę mogę uczynić także i moją – ku zbawieniu! Zbawienia, które jest najpiękniejszym spełnieniem zadanego mi imienia i moich ludzkich dziejów, których Ty - Jezu jesteś początkiem i wiecznością. Amen.

Ks. Roman Chyliński